Dzień pierwszy 2024-05-27
Wczesna pobudka 5.20 autobus na dworzec, potem pociąg do Katowic. Przesiadka do Ustroia Zdrój, mam tylko 5 min, ale na sąsiedni peron, ufff udało się.
Po drodze wsiadło kilka wycieciek więc zrobiło się gęsto.
I teraz chyba najciekawsze i zarazem straszne. Wczoraj odkryłem, że zapomniałem całej elektroniki. Jakimś trafem ładowarka jest była w plecaku. Brakuje powerbanka, wszystkich kabelków do ładowania i czołówki. Teoretycznie wystarczy kupić kabel do ładowania telefonu. W praktyce nie było to takie łatwe.
W Ustroniu poszukiwania kabelka do fona, znalazłem sklep, poprosiłem co potrzebuję i w drogę.

Potem ze spokojną już głową w trasę. Pierwszy etap na Równicę, czerwonym szlakiem. Trasa już mi znana, robiłem ją podczas GSB. Mała przerwa w gościńcu, pieczącha i w drogę tym razem już w nieznane. Najpierw niebieskim na Beskidek (700m) i Orłową (813m). Trasa spokojna i bardzo przyjemna.

W Osada Orłowa spotkałem rodzinkę z dwójką dzieci, najstarszy 10 lat dzielni nie marudzili.
Dalej samotnie na Orłową po drodze nikogo, nie licząc mnóstwa stworzeń.

Mrówki zajęte były bardziej pracą niż mną, nie chciały nawet odpowiedzieć na przywitanie.
Zmiana koloru na żołty do Starego Gronia, Diabli Młyn, częsciowo już zachaczyłem o Brenną, ale to jeszcze nie tu. Muszę dojść do Madziówki tu skręcam w lewo, jest ciepło, trochę daje znać o sobie zmęczenie , krótko spałem. Coraz trudniej się idzie. Dalej zielonym do Brennej.
Na Horzelicy przerwa z drzemka, a co, mogę i potrzebuje. Obudziły mnie pomruki burzy, pora na dół.
Przy drodze stoi korytko, ze świeżą wodą.

A jak , zanurzyłem łapki, aż za łokcie, miłe uczucie.
Beskid Run (311m). Przekraczam rzekę i grzmot, dobrze, że mam blisko.

Żabka zakupy i na kwaterę obok. W restauracji obiad, meldunek i na górę.
I tu kolejna niespodzianka, a właściwie ciąg dalszy tej samej. Mam kabelek do iphona nie do Samsunga.
Bateria już 13%, będzie katastrofa. Zejście na dół do recepcji, pani powiedziała, żebym spróbował w Pepco. Poszedłem to 10min, co to dla mnie, hehhehe. Jednak troche jest. Wchodze do sklepu i od razu pytam o kabelek i jak panie mówią że mają, to ja ufff, a one w śmiech.
Szybki powrót, zaczyna kropić ponownie.
Oporzadzenie i lulu. Jestem zmęczony, ale syty dnia, trasa piękna.