
GSS – dzień 9
„Nic nie jest szczególnie trudne, jeżeli podzielisz to na małe zadania.” Henry Ford
To już półmetek.
Spanie w schronisku na Szczelińcu to była świetna myśl, przecudne widoki, a to nie jedyna korzyść.

Pobudka o 6.00, spakowanie jak najciszej. Niektórzy wstawali na wschód słońca, ja odpuściłem, priorytety muszą być.
Uzupełnienie wody i w drogę.
Wstęp na obejście Szczelińca kosztuje 12 zł, ale otwarte jest od 8.00. W związku z tym, że jest 6.30, wchodzę za darmo i mijam tylko 2 osoby, normalnie jest tu tłum.
Labirynt fajna sprawa, fajne wrażenia i widoki.





Można by tu siedzieć sporo czasu, ale ja go tym razem nie mam. Nikt za mnie nie dojdzie do Dusznik Zdrój, bo dziś taki plan.
Szybko przeszedłem przez Karłów, jest pusto, może dlatego, że jest wcześnie jeszcze.



Chociaż nie pijam kawki, to nieźle sie ubawiłem.

Potem łąki Pasterki.

Trasa mija przyjemnie, pusto na szlaku,. Przede mną 1h podejście na Błędne Skały, spokojne w lesie.

Docieram na Błędne Skały, bilet wstępu 12zł, już otwarte, pan namawia, że warto. Może kiedyś, teraz znikam na dół.


Dojście do Kudowy szybkie, dziś jest chłodno, więc i tarasa umyka.
W „Barze Mlecznym” taka nazwa zjadam jajecznice, troche mało, ale naleśników już nie ma. Jak na drugie śniadanie wystarczy. Więc ruszam przez miasto za miasto.
I tu sie zaczęło. Jest po 10.
Zaczęło grzać coraz mocniej, droga asfaltem, szybka, ale stópki dostaja w kość. Lasu mało, ale narazie jest cień. Jednak po wyjściu na łąki i jego nie ma, na dodatek idę już pod górkę, tempo spada.


Droga do Dańczowa kiepsko oznaczona, można by powiedzieć, że jest nie oznaczona znaczki jak na lekarstwo. Dwa razy gubię drogę, tylko na chwilę odkładając mapę, eehhh, pewnie braki farby mają.
Po zgubieniu drogi po raz trzeci, idę na przełaj z górki przez las do drogi i jest czerwony. Bez mapy byłoby jeszcze trudniej. Tak przynajmniej wiem gdzie jestem i gdzie szukać szlaku.
Dańczów pusty, psy tylko szczekają. I tym razem kijki się przydały do czego innego, jeden z mocniej atakujących oberwał – przeżyje. Po tym dały spokój, widzą, że nie warto zadzierać.
Potem łąki, dobrze, że droga wśród drzew, gdzieniegdzie czereśnie, kwaśne, ale dobre. Mam nadzieję, że nic mi po nich nie będzie.



Nie ma żadnej wiaty na przerwę, a co 2h przydałoby się zdjąć buty jest za ciepło.
Po 2,5h siadam na skarpie trawy w cieniu, nic lepszego chyba nie znajdę. Zjadam ostatnie dwa batony, Duszniki wszak blisko, hehe 2.20h.
Kiedy tak siedzę, idą dwie kobiety, może matka z córką, trochę pogadaliśmy. One tylko do Kudowy, powiedziałem o oznaczeniu, by pilnowały mapy i po 20min poszły.
To pierwsze osoby na szlaku dziś. Nie licząc tychw mieście i koło schroniska. Ja siedzę jeszcze chwilę i ruszam.
Góra, dół, góra dół, w końcu szczyt i teraz jest dół, góra, dóóóół, górka. No i cały czas łąki. Cisza nie ma w zasięgu wzroku nikogo. No może prawie nikogo, na drodze stoi i się pasie krowa. Podnosi głowę i patrzy na mnie. Kto ustapi, ja nie zamierzam. Idę twardo do końca swoim tempem. Pięć kroków przed, krowa schodzi mi z drogi. Wolała nie zadzierać. Z wrażenia nie zrobiłem jej zdjęcia, szkoda 🙁 .

Tu ścieżka polna – szutrowa coraz mocniej w dół. Więc i Duszniki blisko.
Spotykam turystę krótkiego, tzn on tylko na górke i do schroniska zaraz wraca. Mnie już nie dogonił, chyba idę za szybko, ale nie czuję tego.
Widzę już zabudowania jest 14. Jeszcze trochę. Biedronka Intermarche, Lewiatan pora na zakupy.
Teraz obiadek, Marco, pizza, najadłem się jak bąk.

Po 15 droga na kwaterę, jestem po 30min. Dziś nocuje w Daglezji
I codzienny rytuał. Najpierw zrzucenie brudnych przepoconych ciuchów, chwila leżenia, bo ta czynność męczy. Potem prysznic. Drzemka i pranie lub odwrotnie. Złapanie neta jak jest taka możliwość. Pisanie na odpowiedzi, zrobienie szkicu relacji.
Burza nawet przyszła na pół godziny.
Muszę rozplanować jutrzejszy dzień. Według planu – A 15km, B 20km, C 30km, wolę A.

GSS - dzień 8
