
Rudawiec-2023-05-18
Bądź wdzięczny za to, co masz, a będziesz miał tego więcej.
Jeśli koncentrujesz się na tym, czego nie masz, nigdy nie będziesz miał wystarczająco dużo. – Oprah Winfrey
Wstałem o 6.30 o dziwo nic mnie nie boli. Dziś drugi dzień i powrót.
Śniadanie i rozmowa z p. Anią, niestety dalej nie mam sieci. Zebrałem się i o 7.40 wyszedłem na szlak. Cicho i spokojnie, tylko miły śpiew ptaków słychać, nie które są bardzo blisko, to rudziki, zięby, wróble i słowiki. Szum rzeki obok której idę uspokaja wszystko. Przyroda dawno się już przebudziła.
Nagle niespodzianka. Moja jedyna droga na dziś zamknięta do 30 maja, sorki, ale tyle czasu nie mam. To drwale rozłożyli się z zabawkami i robią ścinkę. Dopiero jak wyszedłem zza wzgórza ich usłyszałem. Cóż spróbuje przejść, może mnie nie pogonią, ani nie nakrzyczą, że nie umiem czytać. Ufff, udało się, czekali chwile z przejazdem aż przejdę, dzięki.
Od tego momentu zaczyna się podejście na Rudawiec w Górach Złotych, nazwa pochodzi od wydobywanego złota, ale pewnie się domyśliliście. To na dziś najwyższy punk, 1106m , plan 1,5h. Dalej nie złapałem sieci, może na górze.
Idę po cichu bo i jest cicho i ścieżka na to pozwala. Podczas wieczornych wędrówek na GSB nie pozwoliłbym sobie na to, strach że spotkam kolegę. Tu jednak niedźwiedzi nie ma, na pewno nie dziś. Kiedy już piły drwali ucichły trochę, nagle z zarośli wychodzi dorodny jeleń, jest z 10m ode mnie, dla takich chwil też lubię tu być. Jednak nim zdążyłem wyjąć aparat zwiał, nie pozwolił na zrobienie zdjęcia, jest 8.20
Dalej powoli spokojnie, nie było już widać jeleni, ale słyszałem jak się ostrzegały. Czułem na sobie ich bystry wzrok. Ślady to dowód ich bytności tutaj.

O 9.15 dotarłem na Rudawiec, lubię wcześnie wychodzić, bo droga mija bardzo szybko, jest przy tym tak pusto i rześko.
No i się zaczęło, złapałem zasięg sieci i za chwilę i net się pojawił. Telefon burczał chyba przez 10minut. Nie odebrane telefony, sporo wiadomości. Większość w jednej sprawie czy żyję, bo od wczoraj przy zejściu z Czantorii zgubiłem zasięg i tak jakbym zniknął dla świata i bliskich. Żona mnie szuka, telefon i wszystko jasne do akcji poszukiwawczej zaangażowane zostały A. i M. Dobrze że wpisałem plan i miejsce noclegu do mojego w arkusza wycieczek. Kiedy znalazły stronę „Na końcu świata” to wszystko stało się jasne w Bielicach brak zasięgu. Wszyscy mnie szukali, hehehe, a ja w najlepsze odpoczywałem na kwaterze, gdzie nie mogłem złapać nawet wifi. W końcu się poddałem i poszedłem spać. Na przyszłość warto pamiętać, że w górach utrata zasięgu to norma i warto poczekać czasami do następnego dnia, hello żyje, bez paniki. Równie dobrze mógłby paść telefon jak to się już zdarzyło w drodze na Czupel. Doceniam jednak troskę i prubę dowiedzenia się co ze mną.

Rozpoczynam zejście jakieś 3,5h i powrót do domu


Po nastepnych 2h, spotykam 3 turystow ida w droga strone, nie mieli ochoty na rozmowe. Zaraz potem docieram na granice.

Zdobycie pieczątki i chwila rozmowy z panią Czeszką, śmiesznie wyszło, ale dowiedziałem się, że można tu przenocować za 450 koron, to jakieś 18€. Z tego miejsca nie całe 3h na Śnieżnik. Może pójść, nie, powiedziałem już że dziś wracam i po co ten zasięg wrócił hehehe. W rzeczywistości już czuję trochę zmęczenie w nogach, za długą przerwę miałem.

To właśnie on przez chwile nawet wieżę było widać, do zobaczenia w lipcu, podczas przejścia GSS.
Dalej już było spokojnie, nawet za spokojnie, nawet zejście nie wymagające uwagi. I myśli wróciły do burzy w szklance wody, potem poszły w kierunku ptaków, a było ich sporo, nawet sójkę widziałem, ładny duży ptak. Tak minęła droga do Bolesławowa tu rozpoczyna się najgorszy odcinek, drogi 6km asfaltem do Stronia. Autobus jest tu tylko o 6 lub 17 a jest dopiero 12.20, nie będę czekał idę. Dobry trening przez GSS.
Te ostatnie kilometry szedłem bez przerwy, nogi już czuły zmęczenie, wiec mogłoby być ciężko jakbym stanął. Co chwile jeżdżące samochody wyraźnie pokazują, że to powrót do cywilizacji. O 13 dotarłem na przystanek i znowu KDA 'pocibusem’ do Kłodzka odjazd 13.30 zdążę zjeść i kupić bilet.
To już koniec trasy trudno pomyśleć, zatoczyłem dwudniową pętlę ponad 39km. Wow prawie 40km trochę to czuję, ale jestem zadowolony. Sezon uznaje za otwarty hehe, ale jak najmniej asfaltu.
Szkoda kończyć, ale czas nie pozwala na więcej tym razem, taka jest ta droga.
